Oddając
swoją artystyczną duszę, zatracając się w świecie kompletnie
nie znanym szaremu człowiekowi, Freddie Mercury, postać barwa,
oderwana od rzeczywistości, wybitna, a jednak zmagająca się z
własnymi demonami...
Zespołu
Queen nie trzeba nikomu przedstawiać, a także ich frontmana,
wokalisty, o którym już wspominam w pierwszym akapicie, zatem
przedstawię wam recenzję filmu, skupiającego się głównie
na karierze Freddiego, noszący tytuł najsłynniejszego singla
zespołu: „Bohemian Rapsody.”
Zaczynając
od czołówki studia 20th
Century Fox, gdzie słynne fanfary zastąpiło cudowne brzmienie
gitary Briana Maya, przenosi widza w właśnie TEN klimat. Wiele
odbiorców narzeka na całość projektu, że nie wiadomo w
sumie o czym ten film, czy o zespole, czy o wokaliście... Ja bym
ujęła to w ten sposób: Pokazanie powstania najważniejszej
piosenki zespołu Queen, oraz skupienie się na ukazaniu sylwetki
Freddiego Mercurego, który był tak charakterystyczną
postacią, że nie sposób byłoby zepchnąć jego historii na
drugi plan, a na pierwszym umieścić historię Queen'u.
Co
do odegrania głównego bohatera, bo warto o tym wspomnieć,
miałam mieszane uczucia co do doboru aktora, bo jak to, przecież
takiej legendy jak Mercury po prostu nie da się odegrać i w ogóle
jak można się brać za produkcję filmu skupiającej się na takiej
postaci! Moje zdanie było – To się nie uda! A tu miła
niespodzianka. Rami Malek – aktor grający Freddiego, wcielił się
w postać fenomenalnie. Nie potrafię nawet dokładnie opisać tego,
co ten facet zrobił. Osoby pamiętające lata 80 możecie mnie
poprawić, jeśli się mylę, ale oglądając wiele nagrań z
koncertów, słuchając opowieści o wokaliście Queen, to
właśnie taką kreację, jaką zaproponował nam Rami wyobrażałam
sobie w przypadku samego Freddiego. Chciałam również ukłonić
się w stronę pozostałych aktorów, ponieważ członkowie
zespołu, w szczególności postać Briana Maya wyglądała
niemalże identycznie!
Czy
zastanawialiście się jakie okropne życie mają światowi artyści?
Taka refleksja naszła mnie, patrząc na historię wokalisty Queen.
Kochany przez wielu ludzi, zdradzony przez tych, którym
zaufał, szukający miłości, samotny, zagubiony... „Sprzedał
duszę diabłu” - jak sam śpiewał, by później ją
odkupić. Ten człowiek był i jest do dzisiaj legendą, o czym
świadczy ten film, oraz nadawane rozgłośniach radiowych piosenki
zespołu. W produkcji można zobaczyć, jaką ciężką drogę musiał
przejść artysta, by osiągnąć swoje wewnętrzne Katharsis, ale
czy tak naprawdę było? Wiele książek opisujących życie
wokalisty pisze o nieco innym jego życiu...
Z
pewnością można przyczepić się do wielu mankamentów w tym
filmie, jak lekko zaburzona chronologia, oraz pozmieniane fakty typu
poznanie się Freddiego z Brianem i Rogerem, czy też pominięcie
wielkich sukcesów w Japonii, Argentynie... ale nikt nie może
powiedzieć niczego negatywnego o ścieżce dźwiękowej, która
w tym wypadku bardzo się broni. Zostały wybrane kultowe, największe
hity zespołu. Nawet cieszę się, że w scenach został puszczony
oryginał głosu Freddiego, bo tego już Rami Malek nie jest w stanie
podrobić. Piosenki skłaniają do pozostania na sali do końca
napisów, a słuchać ich w sali kinowej z takim nagłośnieniem
to miód na serce.
Niesamowitym
przeżyciem były dla mnie końcowe sceny z koncertu 13.07.1985 w
Wembley, gdzie z moją wrażliwością nie trudno było o uronienie
łez. W pewnym momencie miałam odczucia, jakbym cofnęła się w
czasie i była tam. To było niezwykłe doznanie, które
zostanie na długo w mojej pamięci...
Pomimo
młodego wieku oraz tego, że nie dane mi było żyć w czasach
najbardziej rozkwitającej legendy rocka, jestem emocjonalnie
związana z tym zespołem, a przede wszystkim z sylwetką Freddiego
Mercurego, a ten film pomógł mi jeszcze bardziej mentalnie
przeżyć jego historię, a dzięki tak dobrej grze aktorskiej, oraz
wielkiemu zaangażowaniu całej obsady produkcyjnej ten film stworzył
coś, na co właśnie czekałam, coś co człowiek może dogłębnie
przeżyć. W „Bohemian Rapsody” nie zabranie scen z humorem,
kadrów powodujących ciarki na ciele, czy łzy wzruszenia, a
jeśli spodziewaliście się słodkiej historyjki o super sławie
zespołu to też tego nie znajdziecie. Tutaj zobaczycie jaką ciężką
pracę, wysiłek włożyli członkowie zespołu w swój sukces,
jak „od kuchni” wyglądała praca z wytwórniami
muzycznymi, oraz momenty, w których wcale nie było kolorowo.
Chciałabym
jednak podejść obiektywnie do tej recenzji i wyszczególnić
negatywne strony filmu. Jedynymi minusami, które chciałabym
uporządkować jest:
- Zaburzona chronologia wydarzeń;
- Bardzo mocno karykaturalna szczęka wokalisty, czasem zbyt mocno uwydatniona w filmie;
- Wiele nieścisłości pojawiających się w filmie, takie jak: pominięcie ważnych postaci jak Barbara Valentin, świta królewska w domu Freddiego, a także fakt, iż Mercury nie mieszkał sam z kotami itp.;
- Pobieżne potraktowanie jego związku z Jimem;
- Zbyt mocne osadzenie postaci Mary w filmie, która jest niczym dobry duszek, a jednak w
- Zaburzona chronologia wydarzeń;
- Bardzo mocno karykaturalna szczęka wokalisty, czasem zbyt mocno uwydatniona w filmie;
- Wiele nieścisłości pojawiających się w filmie, takie jak: pominięcie ważnych postaci jak Barbara Valentin, świta królewska w domu Freddiego, a także fakt, iż Mercury nie mieszkał sam z kotami itp.;
- Pobieżne potraktowanie jego związku z Jimem;
- Zbyt mocne osadzenie postaci Mary w filmie, która jest niczym dobry duszek, a jednak w
w
życiu bywa różnie, a kontakty Mary z zespołem nie do końca
są dobre.
Słowem
podsumowania, „Bohemian Rapsody” sprostał moim oczekiwaniom,
jako osoby chcącej wrócić do tamtych czasów. Wyszłam
z kina pod ogromnym wrażeniem artystycznym, ale i emocjonalnym, a
chyba najbardziej chodzi o to, by grać na emocjach odbiorców,
prawda? Jednakże patrząc przez pryzmat faktów i pominięcia
kilku istotnych elementów, choć zdaję sobie sprawę, że
ujęcie całego bagażu doświadczeń zespołu nie mogło by się
zmieścić w 135 minutowym filmie, oceniam film 8/10. W mojej opinii
był to naprawdę dobry film, pod kątem artystycznym i chyba
najlepiej właśnie w takim pryzmacie warto go zobaczyć, pamiętając że.. Królowa może być tylko jedna!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz